MENU ZAMKNIJ
Minosa Design

Modernizm i minimalizm – kierunki samodzielne, czy tło dla eklektyzmu?

„Mniej znaczy więcej”, „prostota to szczyt wyrafinowania” – słowa dwóch wielkich mistrzów w dziedzinie sztuki: Ludwiga Miesa van der Rohe oraz Leonarda Da Vinci są obecne z nami, mimo upływu czasu. Słowa te pozostają drogowskazem, jak używać materii, jaką jest sztuka, w odniesieniu do sprawdzonych kanonów proporcji i harmonii. Mówią one również, jakich meandrów artyzmu unikać, jak nie przekraczać miary dobrego smaku.

Początek XX wieku. Nowe technologie, pragmatyzm, funkcjonalność podyktowały nasilenie tendencji do upraszczania środków wyrazu w sztuce. Tak doszedł do głosu modernizm. Prostota i użyteczność nadały kształt nowej estetyce. Stylistyka modernizmu zrodziła takie projekty, jak np.: budynek Bauhausu w Dessau Waltera Gropiusa, Nową Galerię Narodową w Berlinie Ludwiga Miesa van der Rohe, czy też bogatą twórczość Le Corbusiera.

Droga modernizmu wiedzie do lat 60-tych, do wywodzącego się z pop-artu – minimalizmu. Bogactwo formalne, ekspresja, dekoracyjność zostały porzucone. Jeszcze raz sięgnięto po prostotę, aby stworzyć dzieła wyrafinowane. Kolory stonowane, bryły proste, powściągliwe, modułowe podziały, geometryzacja, sterylność – wszystko to skłaniało do namysłu nad harmonią sztuki.

W spokój ten nagle wkradają się różne, obce, eklektyczne środki artystyczne. Szczególnie widać to w projektach wnętrz. Wnętrza od wieków obcują z różnymi stylami. Znamy przecież modernistyczne aranżacje wnętrz w Domu nad wodospadem w Pensylwanii Franka Lloyda Wrighta. Czy taka estetyka powinna architektów wnętrz nudzić? Widzimy wracające do łask meble z XVII – XIX wieku: ludwiki, empire, romantyczny historyzm, secesję, a później w XX wieku – Art Deco. „Horror vacui” (łac. „lęk przed pustką”) to druga strona medalu stylów: modernizmu i minimalizmu. Czy ta obawa przed „oczyszczaniem” przestrzeni z dekoracyjnych elementów – to słuszny kierunek?

Wnętrze ma być przyjemne i piękne przede wszystkim dla inwestora. Każdy jednak rozumie piękno indywidualnie. Ale to my – projektanci, musimy nadać ton projektowi. To my, wkraczając w modny obecnie minimalizm, robimy do niego załączniki w formie umiarkowanego eklektyzmu, łączymy różne style.

„Mniej znaczy więcej”… Im mniej dekoracyjnych i zwracających uwagę akcentów zastosujemy, tym bardziej zbliżymy się do wyrafinowanego ideału. Twórca powinien w ideał ten wprowadzić inwestora, pokazać mu – piękno bez nadmiaru, bez „horror vacui”.